27 czerwca 2014 rok,
San Antonio w stanie Teksas
Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie.
~Paulo Coelho - Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam
Wszem i wobec chciałabym ogłosić, że oficjalnie zaczęły się wakacje!
Koniec testów, sprawdzianów, esejów i odpowiedzi! Może nareszcie będę mogła odpocząć od tego wszystkiego!
Lubię szkołę, a bardziej osoby które w niej są, jednak jedynym powodem dla którego mam z tym problem jest to, że szesnastolatka ma koszary nocne. Taaa, wiem to dziwne, ale mama mówi że to przez stres. Już za niecałe dwa lata będę musiała wiedzieć co chcę w życiu robić, a to dość skomplikowane. Ojciec wymaga ode mnie pójścia na prawo jak mój kochany brat, za to mama preferuje, abym wybrała ekonomię i przejęła po niej restaurację. Mój dziadek oczekuje, że założę własną restaurację i będę konkurencją dla mamy, a babcia... uważa abym poczekała z tym wyborem. Szkoda, że nikt nie zapytał się, czego ja chcę. Myślę, że choć moja babcia nic nie mówi, sama szykuje dla mnie jakieś plany, tak to już w mojej rodzinie jest. Leon, czyli ideał dziecka, zawsze robił to co kazał mu ojciec. Ja nie popełnię tego błędu!
Dzień zaczął się zwyczajnie. Zjadłam tosta z serem i wypiłam kawę, wzięłam prysznic i pojechałam z Darią na zakupy. Pod prysznicem ciągle nie mogłam otrząsnąć się z nocnego koszmaru i miałam wrażenie jakby ktoś kręcił zamkiem w pomieszczeniu. Samochód przyjaciółki czekał na podjeździe gdy wychodziłam z domu. Miałam wrażenie jakby stada ptaków kręciły się nad moją głową.
-Nic ci nie jest, Lili?
-Nie, wszystko gra.- kiedy spojrzałam w górę, ptaków nie było.
Do galerii dojechałyśmy 15 minut później. Daria paplała o wieczornej imprezie, która jest za osiem godzin, a ona nadal nie ma sukienki. W centrum spędziłyśmy nie mało czasu. Na obiad wstąpiłyśmy do włoskiej restauracji.
-Jesteś jakaś nie obecna... w co się ubierzesz wieczorem?
-Raczej nie idę.-odparłam zmieszana.
Edmund jak zawsze organizował imprezę na rozpoczęcie wakacji. Była to już tradycja. Pamiętam jak pierwszego roku, jeszcze w piątej klasie wymknęłam się bez wiedzy rodziców na całą noc. Wróciłam koło 8, idealnie przed wyjściem mamy do pracy. Trochę nam się wtedy zaspało. Był to wyczyn. Pierwszy raz mogłam napić się piwa, co było czymś świetnym. Chociaż wtedy mi nie smakowało, dreszczyk adrenaliny sprawiał, że nie mogłam się oderwać. Rodzice Edmunda są bogaci, więc jego dom jest dwa razy większy od mojego i znajduje się tylko przecznice od mojej lokacji.
-Musisz iść! Edmund jest naszym przyjacielem, a ta impreza to tradycja. No, a na pewno będzie Katie, a jak ona to i jej starszy brat...
Starszym bratem Katie jest chłopak z mojego rocznika. Chodzimy razem na malarstwo i rzeźbę, a kontakt utrzymujemy jedynie dzięki imprezą oraz projektom grupowym. Jest mega przystojny, a jego zielone oczy są magiczne! Cała rodzina Noego ma takie kocie oczy. Można się w nie wpatrywać godzinami.
-Noe nie zwraca na mnie uwagi.
-I właśnie po to pójdziesz na tę imprezę, zrób to dla mnie!
Moja przyjaciółka przez cały posiłek namawiała mnie na ten wypad, aż się zgodziłam. Potem przeszła na temat horroru, który widziała ostatnio i narzekała, dlaczego nie poszłam na niego z nią. Tylko tego by mi brakowało. Impreza zaczynała się o 22 jak zawsze. Byłam ubrana w sukienkę z białą górą ze kwiecistymi wzorami i rozkloszowanym czarnym dołem. Na nogi założyłam czarne, krótkie trampki. Już dwa lata temu, nauczyłam się że do domu wraca się bez szpilek, a więc ten rodzaj obuwia jest lepszy! Daria zmieniła zdanie i ubrała się podobnie do mnie. Myślę, że zrobiła to specjalnie, ale nie wiem jak, więc zostawmy to losowi. Jeszcze godzinę po posiłku rozmawiałyśmy o tym, że nie zgadzam się na podobne kreacje. Taaa... moja rówieśniczka założyła identyczną sukienkę jednak z czarną górą, z zamkiem na piersiach oraz pudrowo-różowym dole z kwiatów. Do tego, tego samego koloru conversy. Przyjaciółka przyjechała po mnie o czasie. Niestety nie była sama. Z tyłu siedział jej chłopak. Mobi, jak na niego mówiono miał ciemną karynację i był ubrany w jasno-różowy t-shirt (sprawka Darii) i czarne jeansy. Podczas drogi, miziali się i miziali, zważając że Daria prowadziła, ale nie będę się wywodzić na temat "tego". U Edmunda, było wesoło. Zważywszy, że jak dotarliśmy na miejsce dużo osób było już pijanych.
Serio. Kiedy wysiadłam z wozu, rzucił się na mnie jakiś blondyn i zaczął mnie całować. "Kisshour". W rzeczywistości była to tylko pierwsza minuta każdej godziny. W zeszłym roku chcieli zmienić na pierwszą minutę każdego kwadransu, ale to nie przeszło. Było za dużo kłótni, o zdradę. Cała zabawa polega na tym, że całuje się najbliżej ciebie stojącą osobę. Pocałunek był namiętny, ale ze względu na to że nie zajarzyłam o co chodzi, nieodwzajemniony. Blondyn miał krótkie włosy, jasną karynację i piwne oczy. Uśmiechnął się do mnie z urazą. A ja szybkim krokiem ruszyłam w stronę willi.
W budynku było duszno. Leciała głośno jakaś muzyka. Większość tańczyła, prę osób stało przy barku, kilka par lizało się na kanapach, albo obok nich. W prawym rogu, podtrzymywali chłopaka robiącego beczkę. Zawsze mnie to brzydziło. Ktoś złapał mnie zakrywając mi oczy. Jego dłonie pachniały tytoniem i mydłem cytrynowym. Używał tego żelu od czterech lat, odkąd pierwszy raz kupiłam mu go na wakacjach, gdyż doszłam do wniosku, że jego był odpychający. Od tamtego momentu zawsze sprowadza go z Hiszpanii. Chłopak zdjął ze mnie swoje ręce i obrócił.
-Spóźniłaś się.
-Wcale nie, było na 22. Chyba że zmieniamy tradycję ;)
-Liczyłem na to że o 22 będziesz obok mnie.
-Sory, jakiś opalony blondyn cię wyprzedził. Z tego co pamiętam jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Sądziłem, że wytrzymamy chociaż rok.-dodał z uśmiechem.
Jego uśmiech!
-Wiedziałeś, że nie wyjdzie.
Tak naprawdę to wszyscy uważali, że będziemy razem już zawsze. Przyjaźnimy się od dziecka, ja jestem nim zauroczona, on we mnie zakochany, ale to jednak bardziej miłość rodzinna. Mam go za brata i to chyba najbardziej w tym przeszkadzało. Często udajemy parę i to z nim przeżyłam swój pierwszy pocałunek.
-To co widzimy się o 23?-zapytałam.
-Północ jest bardziej magicznym momentem.-zaśmiał się. - w mojej łazience?
-Dobra, ale tylko dlatego, że ją lubię.
Na prawdę lubiłam jego łazienkę. Była wykładana białą cegłą. Miała czarne kafelki wraz z dodatkami i czerwonymi wykończeniami. Zawsze mówił, że jest dzięki temu czerwonemu męska. Zatańczyliśmy wtedy trzy piosenki, a potem poszedł z Katie. To oznaczało, że jej brat tu jest. Był mega ciachem, a do tego inteligentny. Chciał studiować medycynę i miał jedne z najlepszych ocen w szkole co myślę jest imponujące w prywatnej szkole dla bogaczy. Dlaczego ja tam jestem? Tylko dzięki rodzicom Edmunda, którzy opłacają mi naukę. Podeszłam do barku by zamówić cole. Wolałam ze swoimi problemami nie pić za dużo. Piłam, kątem oka wypatrując Noego. Już po paru łykach odnalazłam go w tańczącym tłumie. Odstawiłam szklankę, a kiedy znowu popatrzałam na niego, on spoglądał na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczkami. Powiedział coś do mojej partnerki z Chemii. Potem ruszył uśmiechając się w moją stronę.
-Hey Lili. Jak tam?
-Hey, jest okay... jak się bawisz?
-Jest świetnie. Widziałaś moją siostrę?
-Nie.
Zamówił dla siebie drinka, a nasza rozmowa zeszła na wakacyjne plany. Zaczął opowiadać mi historię, która mu się wczoraj przydarzyła, śmiał się ze swojej siostry, która jest tak pusta że ma siedmiu chłopaków. Każdy na jeden dzień w tygodniu. Dość zabawne. Potem zatańczyliśmy do wolniejszej piosenki, Jego ręce powoli zbliżały się coraz niżej. Nagle muzyka się zmieniła na szybszą, a on podskoczył jakby zobaczył ducha. Zaczęłam się z niego śmiać. Usiedliśmy na kanapach i dalej rozmawialiśmy. Dosiadły się do nas jakieś laski i zaczęły nachalnie się przystawiać do chłopaka. Sama wstałam i poszłam się przewietrzyć. Stałam na tym dworze i zastanawiałam się, co ja tu robię?! Obok mnie stanął on. Czułam zapach jego perfum.
-Zastanawiasz się co tu robisz? Ja czasami też. Jestem tu głównie dlatego, że muszę pilnować Katie, aby się nie rozdziewiczyła, chociaż myślę, że ma już to dawno za sobą, heh.
-Skąd ty...
-Mimika ciała. Twoja poza, wyraz twarzy, można z ciebie czytać jak z książki.-zaśmiał się.
Nagle w tle usłyszałam bicie dzwonu, a Noe spoglądał na mnie... sama nie wiem kiedy, nasze usta się spotkały. To było magiczne, jego usta były delikatne, nie był ostry. Położył rękę na moim policzku, a ja czułam się dobrze.
Potem minuta minęła i znowu rozległy się rozmowy, wrzaski, a muzyka została wzmocniona.
Magia zniknęła.
***
Było za 20 północ. Patrzyłam w tłum, szukając znajomej mi atmosfery. Nic już nie było takie same. Pamiętam doskonale, jak usiedliśmy tutaj pierwszy raz. Rodzice Edmunda byli na jakiejś imprezie z pracy i mieli wrócić dopiero następnego dnia wieczorem. Długo planowaliśmy tamto wydarzenie. Była nas siódemka. Czwórka z nas nadal tu jest i żyje w zgodzie.
Miałam dość czekania i siedzenia otoczona ludźmi, którzy uważali się za moich przyjaciół. Wszyscy się śmiali, ja też. Tak naprawdę ich nie słuchałam. Znałam ich wszystkich. Jednych bardziej, drugich mniej, ale czułam się obco. Otaczała mnie przynajmniej dziesiątka osób, a ja czułam się sama.
-Lili, jesteś w tym roku organizatorką ogniska?
-Sory, muszę się napić.-odpowiedział w tłum i odeszłam.
Podeszłam do barku, ale nie chciałam pić. Bałam się, że urwie mi się film, zasnę i wszyscy się dowiedzą. "Nastolatka, która ma koszmary nocne. Zobacz jak wrzeszczy niedoszła królowa!". Miałam masę nagłówków przed oczami. Zegarek cyfrowy pokazywał 23:44. Wiedziałam gdzie nie będę czuła się źle. W jego łazience. Pobiegłam na piętro i skręciłam w stronę jego sypialni. Pokój Edmunda znajdował się na samym końcu korytarza. Po drodze jakiś chłopak, obnażał pierwszoklasistkę. Pamiętam jak w zeszłym roku szłam w tą stronę, piekły mnie oczy i chciałam wtedy ryczeć. Ktoś wstawił na Twittera filmik jak tańczę w samej bieliźnie, graliśmy w 7/7. Wylosowałam 6/7. Nie lubię tej gry, ale byłam trochę pijana. Wiem kim był "ten ktoś", ale co się stało to się nie odstanie. Był to jeden z najczęściej podawanych dalej twittów. Stanęłam przed ciemnymi drzwiami. Stanęłam na palcach, aby poszukać cienkiego kawałka metalu, który znajdował się nad framugą. Jak zawsze tam był. Rozejrzałam się. Tej dwójki już nie było, pewnie zniknęli w którejś z otwartych sypialni. Dom był olbrzymi, zamknięte były tylko dwa pokoje, podziemia oraz spiżarnia. jednym z tych pokoi była sypialnia Edmunda, drugim jego rodziców. Ukucnęłam i podważyłam metalem jedną z drewnianych desek parkietu. Odkąd pamiętam ona się ruszała, jednego dnia przyszedł po mnie Edmund i powiedział że musi mi coś pokazać. Przyszliśmy tutaj. Jako mała dziewczynka patrzyłam na niego z taki zafascynowaniem. Wtedy panel był na szary sznurek. To ja wymyśliłam kawałek metalu. Po jakimś czasie zrobił go i przykleił go do ramy z tyłu obrazu, który wtedy wisiał na jego drzwiach. Był okropny! Klucza nie było.
Czy ja muszę być taka głupia? Nie sprawdziłam, czy pomieszczenie jest otwarte, a to by znaczyło, że ktoś jest w środku. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Na komodzie leżał klucz. Mały srebrny kluczyk z napisem "Ave atque vale". Kluczyk należał kiedyś do mnie. Dostałam go tego samego dnia. To łacińskie słowa, które kocham. Oznaczają witaj i żegnaj zarazem. Oddałam mu go niedawno. Ten pokój, a bardziej łazienka, która znajdowała się obok, była naszym miejscem. Oddałam mu go w dzień, kiedy zerwaliśmy, ale nasza przyjaźń przetrwała. Może nie jest jak kiedyś, bo teraz czuję się nieswojo, co było dla mnie normą jeszcze dwa lata temu.
Uchyliłam drzwi łazienki. Siedział tam z kieliszkiem wina. Drugi stał obok niego, zaraz przy butelce. Było czerwone i takie jakie kocham najbardziej.
-Hey.-wyszeptałam.
Wskazał ręką obok siebie na znak, aby usiadła. Tak też zrobiłam, oparłam głowę o ścianę. Tak znałam to otoczenie. Czułam się tutaj lepiej niż w domu. Chłopak podał mi kieliszek i nalał wina. Kręciłam nim delikatnie, patrząc jak czerwony roztwór obmywa ścianki.Chłopak zaczął nucić "
If you were falling, then I would catch you." Patrzałam w przestrzeń, opierając głowę na jego ramieniu. "
You need a light, I'd find a match."
-Może za coś wypijemy?-przerwał nagle mój towarzysz.
-Lubię słuchać jak śpiewasz.-uśmiechnęłam się.
-"
Cuz I love the way you say good morning."-zaśmiałam się głośno.
-"
And you take me the way I am."-odpowiedziałam zgodnie z tekstem piosenki. Śmialiśmy się oboje.-Wypijmy za tą łazienkę.-odparłam śmiejąc się.
-Za łazienkę.-puknęliśmy się.
Napój rozpływał się w moich ustach. Kochałam to wino, kochałam każde, ale to było moim ulubionym. On doskonale o tym wiedział. Tyle razy je piliśmy.
-Pamiętasz jak mnie tu znalazłeś w zeszłym roku?-przytaknął.
-Była czwarta, całowaliśmy się...potem zamoczyłaś mi koszulę.-zaśmialiśmy się.-No i na ognisku, byłaś już moją dziewczyną.
-Nie wierze, że to się wydarzyło. Nie wytrzymaliśmy nawet roku. Wszyscy uważali, że jesteśmy dla siebie stworzeni!
-Jesteśmy bratnimi duszami!-uśmiechnął się.
-No właśnie, nasze dzieci będą chodzić do jednej szkoły, będą się przyjaźnić, a my będziemy crazy rodzicami!
-Miałem na myśli...
-Wiem co miałeś na myśli! Spróbowaliśmy, nie wyszło i to był błąd! Przyjaźń przetrwała, ale jest inna! Nie ma między nami tej swobody, samo to że tutaj jestem!
Nagle jego usta przytknęły do moich. Miał ciepłe wargi. Czułam jego zapach. Całował mnie namiętnie, z duszą. Dziwię się, że nie upuściłam kieliszka. Napierał na mnie, a ja odwzajemniłam jego poczynania. Czułam się jak motyl, który uniósł się w górę. Odsunął się z uśmiechem.
-Nie słyszałam dzwonka.-odparłam oschle.
-Ja też nie, ale nie mogłem się doczekać.-uśmiechnął się. Miał śliczny uśmiech.
Siedzieliśmy tak i milczeliśmy, a nad nami toczyła się walka, niewidzialna. Czułam się w jego ramionach bezpieczna. Ukojona.
-Gdzie lecimy w tym roku? Rodzice pozwolili mi zabrać ekipę od 4 do 10 osób, bo oni chcą mieć czas dla siebie, nie żeby mi to przeszkadzało.-dodał z ironią.
-Może Rio?
-Byliśmy już tam.
-Może w tym roku zostaniemy w Ameryce, co myślisz o Los Angeles, Vegas lub San Francisco?
-Myślałem, że lubisz Europę?
-Kocham, ale.. i tak decyzja należy do ciebie. Kogo bierzesz? Mam cię czuć zaproszona?
-Myślę, że tak.-uśmiechnął się.-Pojedziemy LA, zajedziemy do Vegas i może nawet na jeden wieczór do San Francisco. Myślałem o Darii, Maksie, Theo, Julii, Mateuszu i może kimś jeszcze.
-Świetna lista.
I właśnie wtedy wybiła północ.