czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 4

                                                                                                                6 lipca 2014 rok,
                                                                                                             San Antonio w stanie Teksas

"Samobójstwo to strach przed życiem, czy odwaga stanięcia twarzą w twarz ze śmiercią?"
~Fairytale "Myśl" 

Chyba powinnam opisać ostatnie parę dni. Minęło ich dokładnie pięć, a każdy kompletnie inny od drugiego, ale kto by chciał słuchać o szalonej nocy zakupów, zatrzymaniu przez policję, nocy alkoholika i ognisku. Szalone, cudowne, pełne wrażeń wakacje. Moi rodzice się przyzwyczaili, że nocami nie wracam zazwyczaj do domu. Taki był styl mojego letniego życia.
Policja zna doskonale naszą ekipę, a tylko ja z niej zawsze zastanawiam się, co będzie jeśli nie przyjmą mnie do wymarzonej pracy, przez ten drobny szczegół, małe wykroczenia. Inni mają pieniądze, ja nie mam nic. Niby wiem, że Edmund pomoże mi w przyszłości, ale co jeśli coś się stanie, nasza przyjaźń się rozwali, albo co gorsza coś mu się stanie. Noc alkoholika minęła mi spokojnie, tylko dlatego że praktycznie nic nie wypiłam. Trochę lipa, ale moje dolegliwości się nasiliły, a ja coraz bardziej bałam się spać. Myśl o mojej niepoczytalności pod wpływem, przyprawiała mnie o strach, więc nie było mowy, jak tylko wstrzymanie się od tej "zabawy".
Pierwszy raz widziałam co tak naprawdę się działo, pamiętałam każdy szczegół i pierwszy raz, owa noc mi się nie podobała. Oglądanie pijanych, bełtających i rozbierających się ludzi, nie było najlepszym wspomnieniem.
Potem był dzień wolny, na odpoczynek, pozbycie się kaca itd. Tu się cieszyłam, bo jako jedyna z trzydziestki osób nie wspominam tego dnia aż tak fatalnie. Mimo nocnego koszmaru, podczas którego lunatykowałam. Nie wiem jak to się stało, ale spadłam ze schodów. Obudziłam się oszołomiona, ale chociaż zrobiłam to od razu. Mam teraz wielkiego siniaka na udzie, ale prócz tego chyba jestem cała. Mój brat był przerażony, kiedy zobaczył mnie leżącą na podłodze. Nalegał aby zawieźć mnie do szpitala, ale jakoś udało mi się go uspokoić. Rodzice zapytali się tylko czy nic mi nie jest i wrócili do łóżka. Powiem, że zasmuciło mnie ich zerowe przejęcie się całą sytuacją.
W dzisiejszym dniu zeszłam na śniadanie, aby zjeść z nimi naleśniki. Mama jak zawsze siedziała z nosem w papierach oraz biegała po całym domu. To rozmawiała z jakimś facetem, to pisała wiadomość do jakiegoś klienta. Pierwszy raz zobaczyłam na jej zawsze idealnej twarzy wory oraz lekkie zmarszczki, których nie dała rady ukryć lub już nawet nie próbowała pod toną makijażu. Ojciec siedział i czytał gazetę, lekko się garbił. Od wielu lat nie widziałam go w owym stanie. Zawsze chodził dumnie, wszystko tak robił. Atmosfera była ciężka, ale nie dlatego że rodzice byli na mnie źli. Byli oni zapracowani, a bardziej smutni. Tak po prostu może się starzeli? Przeżywali trudne chwile, dlatego nie interesowało ich otoczenie?
Popatrzałam na brata, który energicznie pisał coś na telefonie, co chwile uśmiechając się pod nosem. Kopnęłam go pod nosem, a kiedy spojrzał na mnie, wzrokiem wskazałam mu schody. Momentalnie podnieśliśmy się z miejsc i poszliśmy na górę.
-Wyjaśnisz mi co się dzieje tam na dole?-zapytałam.
-A ty mi wyjaśnisz co się dzieje z tobą?-uśmiechnął się.
-Ty, facet, ta gierka to chyba nie w tej sytuacji, nie uważasz?
-Ale ja mówię poważnie! To ty z nimi mieszkasz, ja przyjechałem na wakacje, a ty zachowujesz się dziwnie. Lili, co się dzieje? Co z tobą się dzieje?! Zachowujesz się jakoś dziwnie ostatnio.
W tym momencie jego komórka ponownie zawibrowała. Spojrzał na mnie, a ja jasno dałam mu do zrozumienia, że lepiej dla niego, jakby nie spoglądał na niego.
-Mam swoje sprawy, jasne?-zwróciłam się do niego.-Prywatne sprawy. Rodzice...
-Są zmęczeni. Latasz od jednych znajomych do drugich, uciekasz z domu, nie wracasz na noc, a jak już tu nocujesz to u podnóża schodów! Może zaczniesz martwić się o innych? Chodzisz do prestiżowej szkoły tylko dlatego, że rodzice Edmunda za to płacą. Masz konflikty z prawem, a twoje oceny nie należą do najlepszych. Zastanawiałaś się co się stanie, jeżeli twój wspaniały chłoptaś przestanie się tobą interesować? Pomyśl o przyszłości, bo ona jest bliżej niż sobie myślisz.
-To nie jest mój chłopak!-krzyknęłam za wychodzącym bratem.
Rozpłakałam się. Nie żeby robię to często, ale cała ta sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi. Rodzice wyszli krótko po Leonie. W domu zapanowała totalna cisza.
***
Słyszałam tylko pojedyncze dźwięki, urywane krzyki mojej matki, widziałam przestraszoną twarz mojego brata. W pokoju panował półmrok. Ktoś przykładał mi coś do nadgarstków, nie czułam bólu, jedynie ciepło. Mrugałam oczami aby przebudzić się do końca. Masa ludzi kręciła się po pokoju, nie wiedziałam co się dzieje. Sanitariusz coś do mnie mówił, ale nie mogłam go usłyszeć.
Straciłam przytomność.

___________________________________
Witam. Dzisiaj mamy wigilię. Chciałabym Wam i waszym rodzinom życzyć wspaniałych Świąt w gronie najbliższych, radości oraz ciepła. Mam nadzieję, że każdego z was odwiedzi Bóg.
Dla tych co nie wieżą lub wyznają inną religię, życzę wspaniałego tygodnia oraz szczęścia w nadchodzących dniach.
Wasza M.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 3

                                                                                                                1 lipca 2014 rok,
                                                                                                             San Antonio w stanie Teksas

"Najbardziej brakowało mi twojego milczenia." 
~Andrzej Sapkowski


W końcu trzeba było wrócić do domu. Wiedziałam że wszyscy już widzieli ten filmik. Ostatnie dni spędziłam u Edmunda, co noc budząc się przerażona, a samo otworzenie oczu zajmowało mi sporo czasu. Ed się o mnie bał. Na maksa! Był przerażony tym co się ze mną działo, powiedział że może w tym roku jednak nigdzie nie pojedziemy, a następnie zagadnęłam że powinnam iść do domu. Tak się właśnie stało. Dzisiaj rano, jeszcze zanim wszyscy wstali wróciłam do domu. W moim pokoju był brat. Siedział, a bardziej spał, w garniturze. Moje cztery ściany wypełniał zapach alkoholu co przyprawiło mnie o mdłości. Otworzyłam okno. Było koło siódmej, czyli tata zaraz wstanie. Nie chciałam widzieć jego reakcji na widok Leo. Nie byłby taki idealny.
Zrobiło mi się go szkoda. Wyglądał słodko, oparty tak o ścianę. Nie miał jednego buta, a jego krawat był w totalnym nieładzie. Prawnik, pff. Podeszłam do niego i gapiłam się przeszywająco. To najlepszy sposób na obudzenie kogoś. Już po paru minutach chłopak otworzył oczy. Zamrugał swoimi brązowymi oczętami, które powalały każdą dziewczynę w szkole.
-Hey mała, co ty tu robisz?
-Chyba powinnam zapytać się o to ciebie?
Leo omiótł wzrokiem pokój. Trochę mu zajęło zanim spostrzegł, że nie jest w swoim.
-Idź się umyć, cuchniesz jak nie wiem, tata zaraz wstanie, a chyba nie chcesz aby zobaczył cię w tym stanie.
-Dasz mi coś na kaca?-zapytał, a ja przytaknęłam.
Głupek wstał i poszedł do mojej łazienki. Jakby nie mógł zasyfić własnej?! Zza książek wyjęłam szklankę, wypchnęłam deskę spod biurka i wyjęłam różowe pudełko. Ze środka wzięłam pastylkę na kaca i schowałam wszystko na miejsce. Wrzuciłam tabletkę do naczynia i zalałam wodą. Poszłam po cichu do pokoju Leo. Wszystko było ułożone. Masa pucharów i dyplomów zdobiła ścianę nad komodą. Wyjęłam z niej czarny t-shirt, czystą bieliznę i zwykłe jeansy. Do tego zabrałam fioletową bluzę z kapturem i czysty ręcznik. Liczyłam, że nie zdążył jeszcze skorzystać z mojego. Nie wiem skąd wzięła mi się ta niechęć do zarazków i całej tej otoczki. Gdy wychodziłam, usłyszałam budzik ojca. Mama jak zawsze zaczęła narzekać i wrzeszczeć na swojego męża. Weszłam do swojej łazienki i zostawiłam ubrania na szafce. Garnitur brata był rozwalony na ziemi.

Oczywiście znowu uratowałam go z opresji, zjedliśmy wspólnie śniadanie. Rodzice nie wspomnieli słowem o filmiku, zniknięciu, ale w powietrzu było czuć napięcie. Zjadłam omleta i wróciłam do pokoju. Chwila spokoju nie trwała długo. Zaraz przyszedł Leonardo. Ma tak śliczne imię!
-Dzięki Li.
-Nie ma sprawy brat. Gdzie zgubiłeś buta?-zapytałam śmiejąc się.
-Nic nie pamiętam.-uśmiechnął się tym swoim lśniącym uśmiechem.
Przez całe życie chociaż się do tego nie przyznawałam, czułam ogromną zazdrość. Był ideałem. Faworytem ojca.
-Rodzice tego nie powiedzą, ale uważają że masz problemy...
-Będziemy teraz o tym mówić?
-Nie, możemy pomówić o tym gdzie pójdziesz na studia.-odparł szybko.
-...Albo o tym że byłeś schlany i co cię do tego doprowadziło?
-Dobra, może lepiej obejrzyjmy jakiś film?
-Prawidłowa odpowiedź.
To dość zabawne, że od dziecka mamy zawsze mega tematów, które musimy omijać aby wspólnie się nie pokłócić. Tyle tematów zawsze wisi w powietrzu, a my milczymy. Czasami milczenie jest lepsze niż najmądrzejsze słowa tego świata.

Wieczorem.
Spałam kiedy obok mnie zaczął wibrować telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się wesoła główka Darii. Odebrałam.
-Taaa
-Hey, pamiętasz że jutro ognisko? Mieliśmy dzisiaj zrobić noc zakupów! Gdzie jesteś?
-Zapomniałam, daj mi dwadzieścia minut. Muszę się ubrać.
-Jak rodzice?
-Nic nie powiedzieli o mojej małej ucieczce. Wyjdę oknem, podstaw samochód.
Ubrałam szare dresy, białą bokserkę i czarną bluzę, do tego trampki. Zabrałam telefon, trochę gotówki i wyszłam przez okno.
Noc była ciepła i gwieździsta. Na niebie nie było najmniejszej chmurki, a księżyc oświetlał drogę swoim światłem. Po minucie podjechały dwa samochody. Czarne Maserati Edmunda oraz stalowo-szary kabriolet opel Cascada Darii. Obok Edmunda, z przodu już czekało na mnie miejsce. Nie mogłam się doczekać szału zakupów. Bieganie po 24h markecie, w środku nocy jest najlepszą rzeczą jaką można robić o trzeciej nad ranem! Chociaż byłam trochę zmęczona, nie mogłam doczekać się jak dojedziemy na miejsce.

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 2

                                                                                                                28 czerwca 2014 rok,
                                                                                                             San Antonio w stanie Teksas

"By­wa, że pamięć człowieka nie ma dob­re­go gus­tu, bo­wiem wo­li pat­rzeć na ob­ra­zy cier­pienia i roz­paczy, niż na piękne krajobrazy."
~Żelek.


Czy to dziwne że nic nie pamiętam?
Niemożliwe, że się aż tak upiłam.
A może?
Dzisiaj rano, a bardziej koło dziesiątej, obudził mnie Edmund, miał na sobie jedynie czarne bokserki, oraz białą koszulkę. Nie wiem, czy jego wygląd był zamierzony, ale po moim przyjacielu mogłam spodziewać się wszystkiego.
-Soku pomarańczowego?-zapytał schylając się zbytecznie blisko moich ust.
-Jeżeli się nie odsuniesz, dostaniesz w twarz i owszem, poproszę.
Nie bolała mnie głowa, czyli nie byłam na kacu, oraz nic nie zniknęło z mojej odzieży, czyli brak tabletki gwałtu, a do tego leżę na środku salonu. Był totalny syf. Współczułam ekipie sprzątającej. Chłopak odsunął się pospiesznie i wręczył szklankę.
-Dlaczego jesteś pół nagi?
-Wiesz, że nie lubię spać w czymkolwiek.-powiedział bez żadnych emocji.
Oczywiście było to prawdą. Edmund lubił spać nago, chyba że u niego nocowałam, silił się wtedy na bieliznę. Jak tak można?! W tym samym momencie dostałam sms'a, jak chyba wszyscy w domu. Masa dźwięków i wibracji przeniosła się głośnym echem. Na wyświetlaczu telefonu był "Nieznany". Otworzyłam wiadomość. Był tam filmik i ja w roli głównej. Filmik mogłabym powiedzieć zniszczył mi życie, a przynajmniej tak poczułam. Byłam tam ja wrzeszcząca coś o jakichś stworzeniach, duchach i ptakach. Wiedziałam co to jest. Mój największy lęk, moja tajemnica. Filmik miał zaledwie kilka sekund, ale wszyscy patrzyli się na mnie. Zapewne nikt nie pamiętał zeszłego wieczoru. Wstałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę najbliższej łazienki. No może nie do końca najbliższej, bo tej w pokoju Edmunda, ale przemilczmy. Ta łazienka, była moim ulubionym pomieszczeniem w całym domu, czułam się tam dobrze. Zaczęłam analizować co wydarzyło się poprzedniej nocy. O północy byłam tutaj, całowałam się z...
Na myśl o tym zdarzeniu zrobiło mi się ciepło, w ustach czułam smak wina i cytrynę. Zawsze czułam słodką cytrynę kiedy nasze usta się spotykały. Była to jedna z najlepszych czynności jakie robiłam w życiu, za każdym razem. Tym razem pocałunek był namiętny, ale delikatny za razem, nie wiem jak to określić, ale myślę Lil, że jak za parę lat otworzysz ten dziennik to poczujesz wszystko od nowa. Za mną szedł Edmund. Założył spodnie. Szare dresy, smutne. Dziwię się sama sobie, Lili, ogarnij się! Ed mnie kocha, ja kocham jego, ale już to przerabiałyśmy, więc dziewczyno ogarnij się, to twój brat, dobry w całowaniu i innych rzeczach, ale nadal brat!!!
Gadanie do siebie chyba nie jest dobre, więc...
-Lili co to jest?-zapytał unosząc telefon w górę.
-Atak.-uniósł brew.-Mam koszmary.
-Na jawie?
-Edmund, nie chcę...
-Lili, to nie jest normalne! Widzę, że nie masz kaca, więc...
-Mam...problemy.
Wtedy powiedziałam to pierwszy raz. Usiadł obok mnie i przytulił. Siedzieliśmy tak w milczeniu chyba z godzinę. Czułam, że on chce zadać tysiące pytań, ale szanował mnie i milczał. Odezwałam się w końcu:
-Od jakiegoś czasu...mam koszmary, wiem że to dziecinne i... ale... mam problemy z wybudzeniem się, mam wrażenie często że widzę jakieś rzeczy, jak tabun ptaków, boje się zasypiać... po prostu.
-Lil, powinnaś się...
-Nie zgłoszę się do lekarza!-wykrzyknęłam.
Teraz czuję, że niepotrzebnie to zrobiłam, zapobiegłabym może kolejnym zdarzeniom.
Nie będę zanudzać tutaj nieważnymi wydarzeniami. Poznałam się, na kim mogę polegać, a kto może iść się pie... nie ważne. Następne wydarzenia warte uwagi miały miejsce w nocy. Spałam u Edmunda. Dlaczego? Po prostu nie miałam odwagi wrócić do domu. U swojego przyjaciela i tak miałam sporo rzeczy, w tym własną szafkę w jego łazience i szufladę w pokoju. Nie powiem, że jest to normalne, wiele ludzi wspomniałoby o panującej w powietrzu chemii między nami i nie podlega to negocjacją, ale był moim bratem o czym sobie właśnie tej nocy przypomniałam.
Krzyczałam, widziałam... wszystko. Byłam przerażona. Ed przybiegł do pokoju gościnnego gdzie nalegałam abym spała. Nie spałam tam odkąd miałam siedem lat. Chłopak miał na sobie tylko bokserki. Na szczęście je założył. Usiadł na łóżku i zaczął mnie przytrzymywać, abym się nie wyrywała oraz uspokoiła. Nie wiem ile tam siedzieliśmy, aż w końcu opadłam z sił i się ocknęłam. Byłam zalana potem, a przed oczami miałam tylko jego uśmiech, szepczący do mnie. Sama nie wiem dlaczego, teraz kiedy o tym myślę, wydaje mi się to komiczne, zaczęłam nucić piosenkę, którą nie raz słyszałam w domu. Mój ojciec był w połowie Polakiem. Umiał ten język dość dobrze, bo swego czasu mieszkał w tym kraju, ale sam nigdy mnie nie nauczył. Jedynie śmiesznych zwrotów jak "Dzień dobry".
-"Kiedy będziesz już gotowa – daj mi znać"
-Co?-zapytał mój towarzysz tuląc mnie.
-"Wiesz, że mogę czekać – dam Ci jeszcze czas"
"Razem być – znaczenie często inne ma"
-Lili?
-"Chociaż o tym wiem, to widzę jednak nas." Nie wiem, co to oznacza, powiedziałam szepcząc. Mój tata lubił tą piosenkę.
-Ładna.-uśmiechnął się ukazując swój idealny zgryz. Czy to dziwne, że zazdrościłam mu uzębienia? Może to przez noc, lub atak w jej środku, albo wzięłam za dużo proszków. Chciałam tylko aby chłopak nie odchodził.
-Zabierz mnie do siebie, tak jak kiedyś, to ja przyszłam do ciebie.-powiedziałam.
-Lil, z tego co pamiętam mieliśmy po siedem lat, a ty bałaś się spać sama, dlatego przyszłaś.
-I tak jesteś już w bieliźnie, nic nie tracisz, zaniesiesz mnie?
Kochałam na każdym kroku wyśmiewać jego nocne usposobienie. Nie mam pojęcia jak można nie lubić spać w bieliźnie?! Rozumiem w spodniach, bo sama za tym nie przepadam, ale jednak gacie są normalną rzeczą, która... i tak brzmi to bezsensownie. Edmund zaniósł mnie i mojego misia do swojego pokoju. Jak zawsze panowała tam miła i ciepła atmosfera, a w powietrzu unosił się przyjemny, świeży zapach. Tyle przymiotników w jednym zdaniu xd Wtuliłam się w jego poduszkę. Pachniała nim, no bo kim innym. Był singlem, w jego łóżku mogły spać tylko dwie osoby, w tym ja, a jego skóra miała  charakterystyczny zapach. Nie stąd ni zowąd wyciągnęłam rękę w geście "żółwika".
-Tak jak kiedyś?-zapytałam, a on patrzał się na mnie ze zdziwieniem.
-Parę miesięcy temu, jakoś przestałaś chcieć to robić. Podobno jesteśmy już...dorośli?
Było to prawdą, właśnie tak powiedziałam. "Żółwik" był czymś w formie naszego dziecięcego paktu, a minęło już tyle lat, że jakoś głupio mi było robić to przy innych.
-Tak, jesteśmy. Ale ja nie chcę dorastać.
-"Od teraz jesteśmy przyjaciółmi. I nikt tego nie zniszczy!".-zacytował słowa tamtej siedmiolatki.-Miałaś słodki głos.-dodał po chwili. Uniosłam brwi.
-Ty za to dziewczęcy, pamiętasz że jako dziecko miałeś...
-...Cicho!-uniosłam ręce w formie poddania.-Pamiętam też, że kiedy mieliśmy dziewięć lat powiedziałaś, inne równie piękne słowa, po naszej chyba najostrzejszej dziecięcej kłótni.
-To było podczas kłótni. To ja zawsze byłam ta mądrzejsza!
-Odezwała się! Wyciągnęłaś rękę i powiedziałaś; "Zmieniam pakt. Teraz jesteś moim bratem, rozumiesz?! Już nie możesz mnie zostawić nigdy, a ja ciebie!" i przybiliśmy nasz znak firmowy. Kiedy mówiłaś o zmianie myślałem, że to koniec naszej znajomości.
-Mieliśmy dziewięć lat?!
-Przeznaczenie.-odparł i położył się obok mnie.

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 1

                                                                                                                27 czerwca 2014 rok,
                                                                                                             San Antonio w stanie Teksas

Zaw­sze trze­ba po­dej­mo­wać ry­zyko. Tyl­ko wte­dy uda nam się pojąć, jak wiel­kim cu­dem jest życie. 
~Paulo Coelho - Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam

Wszem i wobec chciałabym ogłosić, że oficjalnie zaczęły się wakacje!
Koniec testów, sprawdzianów, esejów i odpowiedzi! Może nareszcie będę mogła odpocząć od tego wszystkiego!
Lubię szkołę, a bardziej osoby które w niej są, jednak jedynym powodem dla którego mam z tym problem jest to, że szesnastolatka ma koszary nocne. Taaa, wiem to dziwne, ale mama mówi że to przez stres. Już za niecałe dwa lata będę musiała wiedzieć co chcę w życiu robić, a to dość skomplikowane. Ojciec wymaga ode mnie pójścia na prawo jak mój kochany brat, za to mama preferuje, abym wybrała ekonomię i przejęła po niej restaurację. Mój dziadek oczekuje, że założę własną restaurację i będę konkurencją dla mamy, a babcia... uważa abym poczekała z tym wyborem. Szkoda, że nikt nie zapytał się, czego ja chcę. Myślę, że choć moja babcia nic nie mówi, sama szykuje dla mnie jakieś plany, tak to już w mojej rodzinie jest. Leon, czyli ideał dziecka, zawsze robił to co kazał mu ojciec. Ja nie popełnię tego błędu!
Dzień zaczął się zwyczajnie. Zjadłam tosta z serem i wypiłam kawę, wzięłam prysznic i pojechałam z Darią na zakupy. Pod prysznicem ciągle nie mogłam otrząsnąć się z nocnego koszmaru i miałam wrażenie jakby ktoś kręcił zamkiem w pomieszczeniu. Samochód przyjaciółki czekał na podjeździe gdy wychodziłam z domu. Miałam wrażenie jakby stada ptaków kręciły się nad moją głową.
-Nic ci nie jest, Lili?
-Nie, wszystko gra.- kiedy spojrzałam w górę, ptaków nie było.
Do galerii dojechałyśmy 15 minut później. Daria paplała o wieczornej imprezie, która jest za osiem godzin, a ona nadal nie ma sukienki. W centrum spędziłyśmy nie mało czasu. Na obiad wstąpiłyśmy do włoskiej restauracji.
-Jesteś jakaś nie obecna... w co się ubierzesz wieczorem?
-Raczej nie idę.-odparłam zmieszana.
Edmund jak zawsze organizował imprezę na rozpoczęcie wakacji. Była to już tradycja. Pamiętam jak pierwszego roku, jeszcze w piątej klasie wymknęłam się bez wiedzy rodziców na całą noc. Wróciłam koło 8, idealnie przed wyjściem mamy do pracy. Trochę nam się wtedy zaspało. Był to wyczyn. Pierwszy raz mogłam napić się piwa, co było czymś świetnym. Chociaż wtedy mi nie smakowało, dreszczyk adrenaliny sprawiał, że nie mogłam się oderwać. Rodzice Edmunda są bogaci, więc jego dom jest dwa razy większy od mojego i znajduje się tylko przecznice od mojej lokacji.
-Musisz iść! Edmund jest naszym przyjacielem, a ta impreza to tradycja. No, a na pewno będzie Katie, a jak ona to i jej starszy brat...
Starszym bratem Katie jest chłopak z mojego rocznika. Chodzimy razem na malarstwo i rzeźbę, a kontakt utrzymujemy jedynie dzięki imprezą oraz projektom grupowym. Jest mega przystojny, a jego zielone oczy są magiczne! Cała rodzina Noego ma takie kocie oczy. Można się w nie wpatrywać godzinami.
-Noe nie zwraca na mnie uwagi.
-I właśnie po to pójdziesz na tę imprezę, zrób to dla mnie!
Moja przyjaciółka przez cały posiłek namawiała mnie na ten wypad, aż się zgodziłam. Potem przeszła na temat horroru, który widziała ostatnio i narzekała, dlaczego nie poszłam na niego z nią. Tylko tego by mi brakowało. Impreza zaczynała się o 22 jak zawsze. Byłam ubrana w sukienkę z białą górą ze kwiecistymi wzorami i rozkloszowanym czarnym dołem. Na nogi założyłam czarne, krótkie trampki. Już dwa lata temu, nauczyłam się że do domu wraca się bez szpilek, a więc ten rodzaj obuwia jest lepszy! Daria zmieniła zdanie i ubrała się podobnie do mnie. Myślę, że zrobiła to specjalnie, ale nie wiem jak, więc zostawmy to losowi. Jeszcze godzinę po posiłku rozmawiałyśmy o tym, że nie zgadzam się na podobne kreacje. Taaa... moja rówieśniczka założyła identyczną sukienkę jednak z czarną górą, z zamkiem na piersiach oraz pudrowo-różowym dole z kwiatów. Do tego, tego samego koloru conversy. Przyjaciółka przyjechała po mnie o czasie. Niestety nie była sama. Z tyłu siedział jej chłopak. Mobi, jak na niego mówiono miał ciemną karynację i był ubrany w jasno-różowy t-shirt (sprawka Darii) i czarne jeansy. Podczas drogi, miziali się i miziali, zważając że Daria prowadziła, ale nie będę się wywodzić na temat "tego". U Edmunda, było wesoło. Zważywszy, że jak dotarliśmy na miejsce dużo osób było już pijanych. Serio. Kiedy wysiadłam z wozu, rzucił się na mnie jakiś blondyn i zaczął mnie całować. "Kisshour". W rzeczywistości była to tylko pierwsza minuta każdej godziny. W zeszłym roku chcieli zmienić na pierwszą minutę każdego kwadransu, ale to nie przeszło. Było za dużo kłótni, o zdradę. Cała zabawa polega na tym, że całuje się najbliżej ciebie stojącą osobę. Pocałunek był namiętny, ale ze względu na to że nie zajarzyłam o co chodzi, nieodwzajemniony. Blondyn miał krótkie włosy, jasną karynację i piwne oczy. Uśmiechnął się do mnie z urazą. A ja szybkim krokiem ruszyłam w stronę willi.
W budynku było duszno. Leciała głośno jakaś muzyka. Większość tańczyła, prę osób stało przy barku, kilka par lizało się na kanapach, albo obok nich. W prawym rogu, podtrzymywali chłopaka robiącego beczkę. Zawsze mnie to brzydziło. Ktoś złapał mnie zakrywając mi oczy. Jego dłonie pachniały tytoniem i mydłem cytrynowym. Używał tego żelu od czterech lat, odkąd pierwszy raz kupiłam mu go na wakacjach, gdyż doszłam do wniosku, że jego był odpychający. Od tamtego momentu zawsze sprowadza go z Hiszpanii. Chłopak zdjął ze mnie swoje ręce i obrócił.
-Spóźniłaś się.
-Wcale nie, było na 22. Chyba że zmieniamy tradycję ;)
-Liczyłem na to że o 22 będziesz obok mnie.
-Sory, jakiś opalony blondyn cię wyprzedził. Z tego co pamiętam jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Sądziłem, że wytrzymamy chociaż rok.-dodał z uśmiechem. Jego uśmiech!
-Wiedziałeś, że nie wyjdzie.
Tak naprawdę to wszyscy uważali, że będziemy razem już zawsze. Przyjaźnimy się od dziecka, ja jestem nim zauroczona, on we mnie zakochany, ale to jednak bardziej miłość rodzinna. Mam go za brata i to chyba najbardziej w tym przeszkadzało. Często udajemy parę i to z nim przeżyłam swój pierwszy pocałunek.
-To co widzimy się o 23?-zapytałam.
-Północ jest bardziej magicznym momentem.-zaśmiał się. - w mojej łazience?
-Dobra, ale tylko dlatego, że ją lubię.
Na prawdę lubiłam jego łazienkę. Była wykładana białą cegłą. Miała czarne kafelki wraz z dodatkami i czerwonymi wykończeniami. Zawsze mówił, że jest dzięki temu czerwonemu męska. Zatańczyliśmy wtedy trzy piosenki, a potem poszedł z Katie. To oznaczało, że jej brat tu jest. Był mega ciachem, a do tego inteligentny. Chciał studiować medycynę i miał jedne z najlepszych ocen w szkole co myślę jest imponujące w prywatnej szkole dla bogaczy. Dlaczego ja tam jestem? Tylko dzięki rodzicom Edmunda, którzy opłacają mi naukę. Podeszłam do barku by zamówić cole. Wolałam ze swoimi problemami nie pić za dużo. Piłam, kątem oka wypatrując Noego. Już po paru łykach odnalazłam go w tańczącym tłumie. Odstawiłam szklankę, a kiedy znowu popatrzałam na niego, on spoglądał na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczkami. Powiedział coś do mojej partnerki z Chemii. Potem ruszył uśmiechając się w moją stronę.
-Hey Lili. Jak tam?
-Hey, jest okay... jak się bawisz?
-Jest świetnie. Widziałaś moją siostrę?
-Nie.
Zamówił dla siebie drinka, a nasza rozmowa zeszła na wakacyjne plany. Zaczął opowiadać mi historię, która mu się wczoraj przydarzyła, śmiał się ze swojej siostry, która jest tak pusta że ma siedmiu chłopaków. Każdy na jeden dzień w tygodniu. Dość zabawne. Potem zatańczyliśmy do wolniejszej piosenki, Jego ręce powoli zbliżały się coraz niżej. Nagle muzyka się zmieniła na szybszą, a on podskoczył jakby zobaczył ducha. Zaczęłam się z niego śmiać. Usiedliśmy na kanapach i dalej rozmawialiśmy. Dosiadły się do nas jakieś laski i zaczęły nachalnie się przystawiać do chłopaka. Sama wstałam i poszłam się przewietrzyć. Stałam na tym dworze i zastanawiałam się, co ja tu robię?! Obok mnie stanął on. Czułam zapach jego perfum.
-Zastanawiasz się co tu robisz? Ja czasami też. Jestem tu głównie dlatego, że muszę pilnować Katie, aby się nie rozdziewiczyła, chociaż myślę, że ma już to dawno za sobą, heh.
-Skąd ty...
-Mimika ciała. Twoja poza, wyraz twarzy, można z ciebie czytać jak z książki.-zaśmiał się.
Nagle w tle usłyszałam bicie dzwonu, a Noe spoglądał na mnie... sama nie wiem kiedy, nasze usta się spotkały. To było magiczne, jego usta były delikatne, nie był ostry. Położył rękę na moim policzku, a ja czułam się dobrze.
Potem minuta minęła i znowu rozległy się rozmowy, wrzaski, a muzyka została wzmocniona.
Magia zniknęła.
***
Było za 20 północ. Patrzyłam w tłum, szukając znajomej mi atmosfery. Nic już nie było takie same. Pamiętam doskonale, jak usiedliśmy tutaj pierwszy raz. Rodzice Edmunda byli na jakiejś imprezie z pracy i mieli wrócić dopiero następnego dnia wieczorem. Długo planowaliśmy tamto wydarzenie. Była nas siódemka. Czwórka z nas nadal tu jest i żyje w zgodzie.
Miałam dość czekania i siedzenia otoczona ludźmi, którzy uważali się za moich przyjaciół. Wszyscy się śmiali, ja też. Tak naprawdę ich nie słuchałam. Znałam ich wszystkich. Jednych bardziej, drugich mniej, ale czułam się obco. Otaczała mnie przynajmniej dziesiątka osób, a ja czułam się sama.
-Lili, jesteś w tym roku organizatorką ogniska?
-Sory, muszę się napić.-odpowiedział w tłum i odeszłam.
Podeszłam do barku, ale nie chciałam pić. Bałam się, że urwie mi się film, zasnę i wszyscy się dowiedzą. "Nastolatka, która ma koszmary nocne. Zobacz jak wrzeszczy niedoszła królowa!". Miałam masę nagłówków przed oczami. Zegarek cyfrowy pokazywał 23:44. Wiedziałam gdzie nie będę czuła się źle. W jego łazience. Pobiegłam na piętro i skręciłam w stronę jego sypialni. Pokój Edmunda znajdował się na samym końcu korytarza. Po drodze jakiś chłopak, obnażał pierwszoklasistkę. Pamiętam jak w zeszłym roku szłam w tą stronę, piekły mnie oczy i chciałam wtedy ryczeć. Ktoś wstawił na Twittera filmik jak tańczę w samej bieliźnie, graliśmy w 7/7. Wylosowałam 6/7. Nie lubię tej gry, ale byłam trochę pijana. Wiem kim był "ten ktoś", ale co się stało to się nie odstanie. Był to jeden z najczęściej podawanych dalej twittów. Stanęłam przed ciemnymi drzwiami. Stanęłam na palcach, aby poszukać cienkiego kawałka metalu, który znajdował się nad framugą. Jak zawsze tam był. Rozejrzałam się. Tej dwójki już nie było, pewnie zniknęli w którejś z otwartych sypialni. Dom był olbrzymi, zamknięte były tylko dwa pokoje, podziemia oraz spiżarnia. jednym z tych pokoi była sypialnia Edmunda, drugim jego rodziców. Ukucnęłam i podważyłam metalem jedną z drewnianych desek parkietu. Odkąd pamiętam ona się ruszała, jednego dnia przyszedł po mnie Edmund i powiedział że musi mi coś pokazać. Przyszliśmy tutaj. Jako mała dziewczynka patrzyłam na niego z taki zafascynowaniem. Wtedy panel był na szary sznurek. To ja wymyśliłam kawałek metalu. Po jakimś czasie zrobił go i przykleił go do ramy z tyłu obrazu, który wtedy wisiał na jego drzwiach. Był okropny! Klucza nie było.
Czy ja muszę być taka głupia? Nie sprawdziłam, czy pomieszczenie jest otwarte, a to by znaczyło, że ktoś jest w środku. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Na komodzie leżał klucz. Mały srebrny kluczyk z napisem "Ave atque vale". Kluczyk należał kiedyś do mnie. Dostałam go tego samego dnia. To łacińskie słowa, które kocham. Oznaczają witaj i żegnaj zarazem. Oddałam mu go niedawno. Ten pokój, a bardziej łazienka, która znajdowała się obok, była naszym miejscem. Oddałam mu go w dzień, kiedy zerwaliśmy, ale nasza przyjaźń przetrwała. Może nie jest jak kiedyś, bo teraz czuję się nieswojo, co było dla mnie normą jeszcze dwa lata temu.
Uchyliłam drzwi łazienki. Siedział tam z kieliszkiem wina. Drugi stał obok niego, zaraz przy butelce. Było czerwone i takie jakie kocham najbardziej.
-Hey.-wyszeptałam.
Wskazał ręką obok siebie na znak, aby usiadła. Tak też zrobiłam, oparłam głowę o ścianę. Tak znałam to otoczenie. Czułam się tutaj lepiej niż w domu. Chłopak podał mi kieliszek i nalał wina. Kręciłam nim delikatnie, patrząc jak czerwony roztwór obmywa ścianki.Chłopak zaczął nucić "If you were falling, then I would catch you." Patrzałam w przestrzeń, opierając głowę na jego ramieniu. "You need a light, I'd find a match."
-Może za coś wypijemy?-przerwał nagle mój towarzysz.
-Lubię słuchać jak śpiewasz.-uśmiechnęłam się.
-"Cuz I love the way you say good morning."-zaśmiałam się głośno.
-"And you take me the way I am."-odpowiedziałam zgodnie z tekstem piosenki. Śmialiśmy się oboje.-Wypijmy za tą łazienkę.-odparłam śmiejąc się.
-Za łazienkę.-puknęliśmy się.
Napój rozpływał się w moich ustach. Kochałam to wino, kochałam każde, ale to było moim ulubionym. On doskonale o tym wiedział. Tyle razy je piliśmy.
-Pamiętasz jak mnie tu znalazłeś w zeszłym roku?-przytaknął.
-Była czwarta, całowaliśmy się...potem zamoczyłaś mi koszulę.-zaśmialiśmy się.-No i na ognisku, byłaś już moją dziewczyną.
-Nie wierze, że to się wydarzyło. Nie wytrzymaliśmy nawet roku. Wszyscy uważali, że jesteśmy dla siebie stworzeni!
-Jesteśmy bratnimi duszami!-uśmiechnął się.
-No właśnie, nasze dzieci będą chodzić do jednej szkoły, będą się przyjaźnić, a my będziemy crazy rodzicami!
-Miałem na myśli...
-Wiem co miałeś na myśli! Spróbowaliśmy, nie wyszło i to był błąd! Przyjaźń przetrwała, ale jest inna! Nie ma między nami tej swobody, samo to że tutaj jestem!
Nagle jego usta przytknęły do moich. Miał ciepłe wargi. Czułam jego zapach. Całował mnie namiętnie, z duszą. Dziwię się, że nie upuściłam kieliszka. Napierał na mnie, a ja odwzajemniłam jego poczynania. Czułam się jak motyl, który uniósł się w górę. Odsunął się z uśmiechem.
-Nie słyszałam dzwonka.-odparłam oschle.
-Ja też nie, ale nie mogłem się doczekać.-uśmiechnął się. Miał śliczny uśmiech.
Siedzieliśmy tak i milczeliśmy,  a nad nami toczyła się walka, niewidzialna. Czułam się w jego ramionach bezpieczna. Ukojona.
-Gdzie lecimy w tym roku?  Rodzice pozwolili mi zabrać ekipę od 4 do 10 osób, bo oni chcą mieć czas dla siebie, nie żeby mi to przeszkadzało.-dodał z ironią.
-Może Rio?
-Byliśmy już tam.
-Może w tym roku zostaniemy w Ameryce, co myślisz o Los Angeles, Vegas lub San Francisco?
-Myślałem, że lubisz Europę?
-Kocham, ale.. i tak decyzja należy do ciebie. Kogo bierzesz? Mam cię czuć zaproszona?
-Myślę, że tak.-uśmiechnął się.-Pojedziemy LA, zajedziemy do Vegas i może nawet na jeden wieczór do San Francisco. Myślałem o Darii, Maksie, Theo, Julii, Mateuszu i może kimś jeszcze.
-Świetna lista.
I właśnie wtedy wybiła północ.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Prolog

                                                                                                                4 czerwca 2015 rok,
                                                                                                             San Antonio w stanie Teksas

Żyj chwilą obecną, wspominaj przeszłość i nie lękaj się przyszłości, ta bowiem jeszcze nie istnieje i nigdy nie będzie istnieć. Jest tylko teraz. ~Christopher Paolini  Najstarszy


Każdy dzień jest tutaj taki sam.
Rano jak zawsze mój współlokator budzi się koło piątej i puszcza metal. Zasypia na około czwartym utworze, ale muzyka gra dalej. Nie da się jej wyłączyć przed skończeniem play listy. Ostatnie dźwięki kończą się przed szóstą. Jeżeli myślicie, że nie próbowałem zrobić coś z tym to się mylicie. Próbuję jak zawsze zasnąć jednak udaje mi się to dopiero po paru rozdziałach książki. O dziewiątej do pokoju wparowuje Dylan, co oznacza koniec wymarzonego snu.  Ubieram się w zwykłe ciuchy, czyli jeansy, koszulkę, bluzę i trampki. Idziemy razem do stołówki jak zawsze spóźnieni. Przy stole siedzi już nasza ekipa. Tyler, Crystal, Daniel i Holland. Siadam obok Holl, tak jak zawsze.  Jem płatki, dwie kanapki z serem i szynką oraz piję kawę z sokiem bananowym. Tyler szykuje sobie górę kanapek i wraz z Danielem urządzają zawody. Crystal również pije kawę i je sałatkę z kurczakiem. Zawsze zastanawiam się jak Holl może pić tylko wodę. Ma problemy z odżywianiem się.  Tym razem zadowala się karmelowym Latte. Dylan nachyla się nad moją przyjaciółką i szepcze jej coś do ucha na co ona wybucha śmiechem. Śmieją się oboje, a reszta nie ma pojęcia z czego.  Za każdym razem kiedy ich wzrok się spotka chichoczą. Cała ekipa z tej głupiej sytuacji, sama idzie w ich ślady. Mam wrażenie, że O’brien ją kocha. Ona również żywi do niego jakieś uczucia, jednak bardziej ma go za przyjaciela, niż za drugą połówkę. Wyglądają ze sobą słodko.  Dopełniają się. Po śniadaniu każdy z nas         idzie na lekcje, zajęcia itp. W skrócie wykonuje plan zajęć, bądź lekcji.  Wraz z Dylanem i Holland idziemy na matematykę. Jest to przedmiot, który lubię. Jest dla mnie łatwa, tak jak dla Dylana. Chodzimy do grupy zawansowanej w przeciwieństwie do reszty. Tyler pewnie załapał by się z nami, ale specjalnie oblał test sprawdzający, by nie zostawić Crystal samej z Danielem. Jest o nią cholernie zazdrosny. Choć jesteśmy przyjaciółkami, to czasami mnie wkurza tym  niezdecydowaniem i dawaniem nadziei. Mogłaby się zdecydować, a nie być sama raniąc ich oboje. Potem angielski, gdzie siedzę w ławce z Danielem. Sharmanowi wisi cała nauka, a angielski przychodzi mu z łatwością jak reszta przedmiotów humanistycznych. Dzień mija dalej, jak zawsze. Kończymy lekcje obowiązkowe koło trzynastej. Znowu całą grupą zbieramy się koło naszego stolika. Holl załatwiła nam żarcie, które szykuje szef kuchni z cztero gwiazdkowego hotelu. Jej rodzice są mega bogaci, a żeby szybciej wyzdrowiała dostaje najlepsze jedzenie. Tym razem mamy szparagi zapiekane z serem mozzarella i sosem holenderskim, na deser sernik z musem malinowym i lemoniada do picia. Ja miałam arbuzową. Danie było pyszne, ale talerz Roden był nienaruszony. Jak zawsze rozmowy przy naszym stoliku nie ucichły nawet na moment. Inni pobyt w psychiatryku uważają za karę, zrzędzenie losu itp. Dla nas stał się nowym domem, otacza nas rodzina, a to jest najważniejsze. Zawsze wspominam uśmiechy moich przyjaciół. Po obiedzie kolejna porcja zajęć nieobowiązkowych, ale każdy musi jakieś wybrać. Staramy się chodzić na te same, aby pobyć razem więcej czasu. Dzisiaj mam literaturę. Dylan ma duszę artysty i uczęszcza na nią ze mną. Nie wiem czy dlatego, że ją lubi czy kierują nim inne emocje. Potem mamy zajęcia artystyczne. W tym półroczu mamy przedstawić siebie i swoje uczucia w każdym tygodniu za pomocą muzyki. W zeszłym semestrze dzięki nim nauczyłam się szyć. Wydaje się to komiczne i takie jest. Nikt nie bierze ich na serio, tańczymy, śpiewamy, śmiejemy się, bawimy. Zabawa. Lubię te zajęcia, na nich jesteśmy wszyscy razem i pokazujemy siebie, poznajemy. Dzisiaj grałam na gitarze wraz z Posey. Akompaniowaliśmy do piosenki  „Never Be Alone” Shawna Mendesa. Na wokalu była Crystal. Śpiewała z głębi serca, a jej głos było słychać w całym pomieszczeniu. Miała śliczny głos. Na scenie świat dla niej nie istniał. Cała sala ucichła co było rzadkością. Łza spłynęła po moim policzku, wiedziałam że ktoś odejdzie, a utwór tylko uwierzytelnił mnie w tym. Dziewczyna cierpiała przez cały tydzień, codziennie o tym myśląc. Po to są te zajęcia, aby wyrzucić z siebie wszystko. Kiedy skończyłą wszyscy zaczęli bić brawo, a ona się uśmiechnęła. Całą szóstką zaśpiewaliśmy „Show You” tego k jak samego autora, śmiejąc się ostatni raz w tym składzie, a nasze fałsze było słychać w całym pomieszczeniu. Reszta „szaleńców”, wraz z nauczycielką przyłączyła się do nas. Wyszliśmy z sali i tak jak na filmach chodząc po szpitalu śpiewając. Kiedy swoją inicjatywę przejął Tyler „rapując, miksując” ja zaczęłam głośniej grać, od czego aż bolały mnie opuszki. Byłam szczęśliwa. Kochałam tych ludzi, nadal kocham. Po półtorej godzinie ci którzy skończyli zajęcia na dzisiaj zajęli się sobą, szli pogadać z lekarzem, uczyli się itd., w zależności od planu dnia. Sama miałam pół godziny do spotkania z moim doktorkiem. Sięgnęłam po kolejną książkę ze stosiku. Zostało ich tak mało, tak mało dni. Bałam się, ale moi rodzice byli szczęśliwi. Zdrowiejesz – powtarzali. Nie wiedziałam czy chcę, co ja gadam. Kiedyś o tym marzyłam, pragnęłam ze wszystkich sił, ale każdy kiedyś wychodzi. Tym razem padło na „Drżenie” Maggie Stiefvater. Uśmiechnęłam się na widok wilka. Kochałam te zwierzęta i każdą tematykę z nimi związaną.  Nie zdążyłam przeczytać pięciu stron jak przerwał mi Dylan, który rzucił się na mnie jak jakieś zwierze. Zaczęłam na niego krzyczeć.
-Ty, dziewczyno, ogarnij się.-uśmiechnął się do mnie.
-Może bym dała radę, jakbym nie była atakowana.-zrzuciłam z siebie chłopaka.
-Urządzamy małe przyjęcie na dachu. Tylko nasza 6. Przyjdziesz?
-Czy ja wiem, muszę skończyć książkę, w końcu się wyspać…
-I tak wszyscy doskonale wiemy, że nie pójdziesz szybko spać, a książkę skończysz w nocy lub jutro rano.  Daniel załatwi trochę alko, Holl jakieś przekąski. Ty z Tylorem zagracie na gitarze…
-A zaśpiewasz?
-Jeżeli mi zaakompaniujesz i zaśpiewasz ze mną?
-Śnisz, mogę zagrać, ale nie śpiewać!
-Fochnę się!
Zamyśliłam się przez chwilę. Uśmiech przyjaciela był, aż przesadnie zarażający. Jego białe zęby lśniły nawet w żółtym świetle lampki, która się przepaliła poprzedniego dnia.
-Zgoda, wpadnę, ale nie na długo. Mam zaraz wizytę u doktorka. Muszę iść. –zaśmiał się.
-Ciekawe co tobie dzisiaj powie.
Właśnie, co mi dzisiaj powie. Tego bałam się najbardziej.